ŚWIADECTWO SIOSTRY SABINY – MISJONARKI Z BURUNDII:

Często siedząc przy stole słyszałam: pani Józefa zrobiła to czy tamto. Zaczęłam się wypytywać, co to za osoba i gdzie mieszka. Dowiedziałam się, że jest ona członkiem konferencji św. Wincentego a Paulo w naszej parafii w Rwisabi. Osoba bardzo skromna, uczynna, o duchu prawdziwie wincentyńskim. Ma jednego syna, który ma już własną rodzinę, więc pani Józefa została sama w domu i zaczęła opiekować się dziećmi błąkającymi się po ulicy, porzuconymi, często wypędzonymi z domu, tymi których nikt nie chce. Ma obecnie pod swoja opieka 10 dzieci. Ostatni chłopiec powiększył jej rodzinę w zeszłym tygodniu, ma na imię Thierry. Pani Józefa spotkała go, kiedy wracała z pola, właśnie w chwili gdy inni chłopcy bili go i zabrali mu avocado, które dostał od kogoś życzliwego. Od 3 dni spał pomiędzy bananowcami, bo tata go wygonił z domu a mama zamieszkała z innym mężczyzną, który też nie chciał go przyjąć pod swój dach. Śpiąc pomiędzy drzewami, głodny, złapał malarię i z wysoką gorączką włóczył się po ulicach. Pani Józefa zabrała go z ulicy i przyprowadziła do nas, do naszej wspólnoty. Pomogła mu się umyć; dałyśmy mu czyste ubranie, zabrałyśmy go do ośrodka zdrowia żeby zrobić badania; potem leki na malarię i co dalej??? I wtedy pani Józefa, człowiek o wielkim sercu i ogromnej ufności w Opatrzność Bożą powiedziała: zabiorę go do siebie znajdziemy dla niego łóżko i jakoś to będzie mimo, że nie mam środków na utrzymanie i wystarczająco jedzenia dla wszystkich dzieci.

Po 3 dniach odwiedziłam chłopca i zastałam go zdrowego i bardzo szczęśliwego, bo w końcu znalazł dom, gdzie był chciany. Tierry traktuje mnie jak swoją bliską osobę z daleka już biegnie, żeby się przywitać i opowiedzieć, co robi. Szkoda, że jest już późno, aby zapisać go do szkoły, bo w tym roku jest bardzo dużo dzieci i wszystkie nie znalazły miejsca w szkole – mimo, że klasy są po 50, a nawet 80 osób. Dla nas jest to nie do pojęcia. Dzieci siedzą w ławkach jak sardynki ściśnięte, a kto nie znalazł miejsca siedzi na ziemi. Ale myślę, że w przyszły roku uda się coś zrobić, aby chłopiec mógł uczęszczać do szkoły, bo bardzo tego chce.

Dzięki pomocy Sióstr udało mi się kupić kilka kocy dla dzieci i 3 materace, żeby spały w miarę normalnie, bo łóżka są z gałęzi bambusa (mało wygodne), a przy tym w porze deszczowej u nas jest bardzo zimno, więc każde okrycie jest na wagę złota.

Pan jest naprawdę wielki i może poruszyć każde serce do pomocy innym. nawet ten co nie ma nic, może coś dać innym i zawstydzić nas, które myślimy, że żyjemy autentycznie naszym charyzmatem. Jak powiedział jeden ksiądz: najważniejsze jest to, aby być z ubogimi, a pani Józefa wciela słowa Ewangelii w czyn i żyje nią naprawdę. Opiekuje się niechcianymi duchowo i materialnie. Niech Bogu będą dzięki, a ja dzięki niej mam nowych przyjaciół i z radością odwiedzam ich dom chociaż czasami mam kłopoty, żeby porozmawiać w ich języku, ale co tam – najważniejszy jest język miłości.

S. Sabina SM